Katarzyna Bonda -kryminalna Sukces Mama

Autorką zdjęcia jest Anna Dziewulska. Wszelkie prawa zastrzeżone.

Dzisiejszym moim gościem jest Mama Niny. Niesamowita kobieta którą uważam za prawdziwy autorytet. Swoją ciężką pracą osiągnęła prawdziwy sukces, dzięki któremu została ogłoszona najpopularniejszą autorką powieści kryminalnych w Polsce.  Ta niezwykła Sukces Mama, jest dziennikarką i scenarzystką, a wszystkie jej powieści zyskały status bestsellerów.

Największą  popularność oraz prestiżowe nagrody przyniosła jej seria o kobiecie- profilerce Saszy Załuskiej: PochłaniaczOkularnik, Lampiony, Czerwony PająkPochłaniacz otrzymał Nagrodę Publiczności na Międzynarodowym Festiwalu Kryminałów 2015, a Okularnik – nagrodę Bestsellery Empiku 2015.  Prawa do wydań zagranicznych zostały dotąd sprzedane do 14 krajów, zakupiły je największe wydawnictwa na świecie, m.in. Hodder & Stoughton i Penguin Random House.

Droga Mamo! Jeśli jeszcze tego nie zrobiłaś, usiądź wygodnie, przed Tobą rozmowa z królową kryminałów- Katarzyną Bondą.

 

Kasiu, czy mogłabyś nam opowiedzieć swoją historię? Jak osiągnęłaś tak ogromny sukces będąc jednocześnie mamą? Jak pogodziłaś życie zawodowe z macierzyństwem?

Kiedy patrzę wstecz jestem absolutnie przekonana, że to, iż udało mi się zdobyć taką pozycję w świecie literackim, żyć z pisania książek i spełniać się – zawdzięczam mojemu dziecku. Wiem, że to brzmi przewrotnie, ale właśnie urodzenie córki poukładało mi w głowie i zbudowało ramy, ustawiło priorytety. Dziecko jest światłem mojego życia i głównie dla niej żyję. Robię to, co robię. Nie chodzi oczywiście tylko o zarabianie pieniędzy, ale pasję, która stała się moją pracą. Pieniądze przyszły niezależnie i cieszę się z nich, bo mogę zapewnić mojemu dziecku godny start. Sam fakt, że jesteś mamą, masz określone obowiązki, wypełniasz je – daje szczęście i radość. Kiedy dziecko śpi, jest w przedszkolu, potem w szkole, potem na zajęciach dodatkowych, czy spotyka się ze swoimi znajomymi – masz czas dla siebie. Tego czasu z wiekiem jest coraz więcej, choć im starsze dziecko tym bardziej cię potrzebuje. Ale w tym czasie „wolnym” pisałam. Dziecko więc ustawiało mi ramy mojej pracy. Kiedy i gdzie oraz ile mogę napisać. Nie sądzę, bym była szczęśliwsza pozostając na etacie w gazecie i wracając w nocy (bo tak pracowałam jako reporterka), odpuszczając swoje marzenia. Poza tym wierzę, że dzieci czują nasze szczęście, spełnienie. Naszym – mam – obowiązkiem jest dbanie o siebie, by dziecko miało dobry wzorzec. To tak samo jak czytanie książek. Jeśli rodzic czyta – dziecko też naturalnie sięga po książkę, a nie tylko siedzi w telefonie. Dbamy o siebie wizualnie, dobrze się odżywiamy, pamiętajmy więc też o duchowej strawie. Pasja i samorealizacja jest więc obowiązkiem rodzica, by kiedy dziecko dorośnie miało odwagę sięgnąć swoich gwiazd. To uważam za kwestię czystej odpowiedzialności.

Pisanie to ogrom pracy, kiedyś w którymś Twoim wpisie czytałam, że gdy piszesz nową powieść, zamykasz się w swoich czterech ścianach i tylko pracujesz, czy córka Ci towarzyszy wtedy?

Piszę w czasie, kiedy córka ma swoje zadania. Nie zabieram jej czasu przeznaczonego na opiekę, naukę, relaks. Znajdź mamę, która może swojemu dziecku poświęcić nie tylko wszystkie weekendy, ferie, dni wolne od szkoły, ale też ma dla swojej córki pełne dwa miesiące wakacji. Ja dopracowałam się takiego właśnie komfortu. Żadna praca na kontrakcie u kogoś nie dałaby mi takiej niepodległości. Oczywiście bywają sytuacje, że muszę wyjechać na dokumentację czy kończę powieść i mam termin, który muszę dotrzymać. Wtedy córka zostaje z babcią. Nigdy nie ukrywałam tego, że bez ludzi, którzy mi sprzyjają i pomagają, nie mogłabym pracować. Uważam, że moja krótka nieobecność nie zaszkodzi dziecku, a wręcz przeciwnie: ja mam komfort i poczucie bezpieczeństwa, że mogę poświęcić się swojej pracy w stu procentach, a kiedy wrócę moja uwaga jest całkowicie skupiona na dziecku. Nigdy nie ciągałam córki na badania terenowe czy spotkania autorskie, bo wiem, że to dla niej nuda i katorga (czasem trzeba przejechać cały kraj, podpisywanie książek zajmuje wiele godzin) – kilka razy spróbowałyśmy tego systemu i wiem, że on się nie sprawdza. Dla czytelników takie przeszkadzające dziecko, domagające się uwagi mamy (gdyż ją widzi i nie rozumie, dlaczego nie skupiam się na niej) jest średnią przyjemnością. To generuje niepotrzebne emocje u obu stron. Jestem zdania, że jeśli coś robisz, skupiaj się tylko na jednej rzeczy, a nie łap kilku srok za ogon, bo wtedy większość wymknie ci się z rąk i będziesz musiała robotę wykonywać raz jeszcze, a ja lubię być efektywna i w gruncie rzeczy jestem leniem. Ekonomiczne racjonowanie energii to podstawa.

Autorką zdjęcia jest Patrycja Toczyńska\#lessismorexTATUUM Wszelkie prawa zastrzeżone

W wywiadzie dla kobieta.pl powiedziałaś, „że cała seria o Saszy  oprócz wątku kryminalnego jest tak naprawdę poświęcona kobiecie z bagażem życiowych doświadczeń, która musiała przejść przez cztery żywioły.” Powiedz skąd pomysł na taką bohaterkę?
Szczerze, to już nie bardzo pamiętam, to było tak dawno temu… Sasza pojawiła się w moim życiu jako bohaterka z wielu przyczyn. Miałam dość pisania z męskiej perspektywy (najpierw pisałam serię o Hubercie Meyerze), już wszyscy w kraju wiedzieli kim jest profiler, więc uznałam, że mogę sobie pozwolić na damską bohaterkę kryminalną. Dziś to żadna nowinka, ale wtedy było to spore ryzyko. Bohaterem kryminałów byli mężczyźni po przejściach. Chciałam przełamać ten schemat. Oczywiście w Saszy gdzieś tam się przeglądam i mrugam do Państwa. Sama mam dziecko i jestem ostro poraniona. Z pewnością nie aż tak, jak postać literacka, ale mam swoje za uszami. Jeśli spojrzysz na człowieka po czterdziestce, to każdy ma swoje demony i przejścia. Sama przechodziłam te mityczne cztery żywioły i jest w tym absolutna psychologiczna prawda. Wierzę w to. Każda z opowieści, którą napisałam jest w jakiś sposób przepuszczona przez moją duszę. Nie potrafię inaczej pracować. Dlatego też wiem, że po traumie trzeba do życia najpierw wpuścić czyste powietrze, potem stanąć na nogach, mocno poczuć ziemię, spalić strachy i przeszłość, zmyć ten szlam i tę smołę, a wtedy dopiero zacznie się nowe. Nie ma innej drogi. Tym bardziej na skróty.

 Kasiu, co powiedziałabyś mamom, które w głębi duszy marzą o tym, aby osiągnąć sukces, ale nie potrafią rozdzielić macierzyństwa i życia zawodowego? Czy masz dla nich jakąś radę?

Nie czuję się na siłach, by udzielać rad. Sama borykam się z mnóstwem zadań na co dzień i wiem, że przede wszystkim trzeba znaleźć w sobie siłę, bo nikt z zewnątrz nam jej nie da. Rozumiem osoby, które wcale nie potrzebują pracować. Dom, opieka nad rodziną im wystarczy. Jeśli ktoś ma jednak w sobie potrzebę ekspresji, w pewnym momencie zaczyna mu takie błogie i sielskie życie uwierać. Wtedy trzeba podjąć decyzję. Odpowiedzieć sobie na pytanie: „czego tak naprawdę chcę”. Nie słuchać babć, teściowych, rodziców, mężów, tylko zapytać siebie. Czy naprawdę tego chcę? Potem odpowiedzieć sobie: „czy to jest dla mnie dobre”, „jakie będą konsekwencje” (bo zawsze coś zyskujemy i coś tracimy – oszacować to!) i dopiero wtedy dać sobie możliwość ustawienia logistyki. Bo reszta (jeśli naprawdę chcę i to jest dla mnie dobre oraz wiem, że dźwignę straty) to już tylko planowanie działań. Krok po kroku, czasem to są małe kroczki, ale z każdym z nich upewniamy się, że to jest to, co pragnę czynić w życiu poza macierzyństwem. Jeśli się wahamy, jeśli mamy obiekcje, to znak, że trzeba jeszcze się wstrzymać z armatami, nie wytaczać dział zbyt prędko. Bo nie dźwigniemy. A podnoszenie się z kolan bardzo boli. Wiem z doświadczenia, że pójście za pasją kosztuje. Mój związek się rozpadł, kiedy postanowiłam, że będę pisała książki. Ojciec mojego dziecka nie zaakceptował tego faktu. Zostałam sama. Czy żałuję? Nie. Bo wiem, że to jest moje, tak bardzo moje, że gdybym została przy zupkach, pierogach i odkurzaczu oraz codziennym maglu, byłabym nieszczęśliwa. Przeżyłam wielki kryzys, długo siedziałam w jamie. Wiele lat byłam sama, unikałam miłości i zmieniłam się w wojownika, który chodzi w zbroi, ale byłam szczęśliwa, bo mogłam pisać. Wiem, że to dziwne, ale nie zamieniłabym tego życia na inne. Musiałam przeżyć ten czyściec, by się odrodzić. I tak się stało. Dziś pytasz mnie o sukces, a ja nie chciałam sukcesu. Chciałam tylko móc pisać. To, co świat mi dał (sukces komercyjny – największą sprzedaż w Polsce, tłumaczenia, splendor itd.) to wszystko jedynie skutek uboczny mojej pasji. Czytelnicy, godziwe życie, nagrody, wszystko to przyszło tylko dlatego, że byłam zawsze blisko siebie. Wiedziałam, że to jest dla mnie dobre i że cena – dla mnie – nie była za słona. Gdyby było inaczej, tego sukcesu by nie było. Wierzę w to. Są jednak mężczyźni, którzy wspierają swoje kobiety.  Znam wiele takich małżeństw. Jest w moim otoczeniu wielu cudownych facetów, którzy nie tylko wierzą w swoje kobiety, ale je dofinansowują, pomagają i przejmują ich obowiązki, kiedy one kręcą filmy, piszą czy malują. Ja takiego szczęścia nie miałam, ale ta porażka osobista paradoksalnie uczyniła mnie silną. Nie wyobrażam sobie, by cokolwiek mnie dziś złamało. Po przejściu takiej drogi, wiesz, że zawsze jesteś w stanie wstać z kolan i pójść dalej. Odbić się od dna, nie załamać się. Masz wszak dziecko, o które musisz się troszczyć, tak:)

Na koniec pozwolisz, że  teraz zadam Ci nietypowe pytanie, czy lubisz być mamą😊?

Uwielbiam! W głębi duszy jestem mała. Wygłupiam się z moim dzieckiem i jej znajomymi, bawię się jak durna i myślę, że macierzyństwo to jest rzecz najpiękniejsza, jaka może przytrafić się kobiecie. Bardzo żałuję, że nie mam więcej dzieci. Jeśli którakolwiek z twoich czytelniczek się waha, przekonaj ją, że trzeba mieć dzieci jak najwięcej. Potem kiedy one dorosną, kiedy widzisz w nich cząsteczki siebie, można być naprawdę dumnym. Nic innego w gruncie rzeczy nie ma znaczenia. To jest prawdziwy skarb ludzkości.

Autorką zdjęcia jest Patrycja Toczyńska\#lessismorexTATUUM Wszelkie prawa zastrzeżone

Kasiu, bardzo Ci dziękuję za naszą rozmowę i za to, że zechciałaś poświęcić czas mi i moim czytelniczkom. Teraz nie pozostaje mi nic innego jak odliczać dni do premiery Twojej nowej książki „Miłość leczy rany”, na którą czekam z utęsknieniem.

Zapraszam do lektury również Was drogie mamy! Premiera już 30 października 2019r.

 „Miłość leczy rany”

to wielowątkowa powieść o miłości i zbrodni, walce i nadziei, przepełniona tajemniczością i niejednoznacznością. Dwa plany czasowe i liczne wątki spaja opowieść o uczuciu Polki do uciekiniera z Kazachstanu. Ta historia wydarzyła się naprawdę, a jej bohaterowie mają swoje pierwowzory w rzeczywistości. Katarzyna Bonda zaczęła zbierać materiały do książki prawie dwie dekady temu. Chciała ją napisać jeszcze przed bestsellerową tetralogią „Cztery żywioły”, ale pojawili się ludzie, którzy postanowili do tego nie dopuścić. Grożono jej rodzinie, nagabywano ją, straszono. Autorka jednak nie odpuściła i po latach wróciła do tematu. Tak powstała powieść

„Miłość leczy rany”.

Wydawca: MUZA SA
Data premiery: 30.10.2019

Jedna odpowiedź

Dodaj komentarz

Twój adres nie będzie publikowany. Wymagane pola są oznaczone *